niedziela, 7 grudnia 2014

Na wariackich papierach, czyli reportaż muzyczny od kuchni.

     Często słyszę od znajomych, że fajnie tak chodzić na koncerty za darmo, poznawać wykonawców, zobaczyć kluby od drugiej strony. Jest to prawda, niezapomniane wrażenia są warte czasu i wyrzeczeń, natomiast czasem jest to łyżka miodu w beczce dziegciu.
     
     "Artysta w Polsce zawsze wychodzi na scenę pół godziny później." Tak, to prawda, jednak w większości przypadków odnoszę wrażenie, że artysta jest najbardziej ogarniętą osobą, a to cała "otoczka" jest dziećmi we mgle (poza pewnymi wyjątkami, tu szczególną uwagę poświęcam trójmiejskiemu zespołowi rockowemu, którego członkowie wyglądają jakby wyszli z zamieci, oraz ogólnopolskiemu artyście o smutnym głosie, którego czasem ciężko dobudzić żeby "wytoczył" się na scenę). Więc dlaczego koncert zaczyna się później? Bo manager klubu nie wypuszcza artysty zanim wszyscy nie wejdą. Bo klub jeszcze nie posprzątany, bo w szatni są 1-2 osoby i nie są w stanie zebrać kurtek, tworząc przy okazji kolejkę na 30minut, bo na wejściu jak zwykle zaginęła jakaś lista i odbywa się paniczne poszukiwanie. Przyczyny są prozaiczne.
 
     Sam dziennikarz też nie ma pewności czy mimo wcześniejszych ustaleń uda mu się wejść. W ten weekend zdarzyło nam się, że zawiodła komunikacja wewnątrz klubu, który znany jest z tego ,że ma kilku managerów. Kontaktowaliśmy się z Panią A, wszystko na tip-top, kręcimy wywiad, reporter, 2 kamery i foto. Chłopaki od pół godziny rozstawiają sprzęt, na spokojnie, przyszli wcześniej. Nagle wpada Pan B, chłop jak szafa, łysy jak kolano, o aparycji pracownika trójmiejskiej Renomy. "A wy tu co, do cholery?" Pyta grzecznie. No jak to, było ustalane z Panią A, z managerką zespołu, z samym zespołem... "Nic takiego nie było i wy***...". Cały zespół ma w tym momencie dosłownie 30 minut na znalezienie innego miejsca do wywiadu, co wcale nie jest takie proste, bo przecież musi być jakieś światło, nie może pizgać jak na Uralu, cisza też jest wysoko ceniona. Po przejściu po okolicy udało nam się cudem załatwić salkę w jednym z najbardziej renomowanych hoteli. Jako smaczek dodam, że na listę "akredytowanych" na koncert musiała nas wpisać managerka zespołu, nie klubu.
 
     Taka sytuacja niestety zdarza się dość często, raz zdarzyło mi się odbić od drzwi, kilka razy, jako że Pani na wejściu znała mnie z widzenia, zwyczajnie przechodziłem przez bramki- bez wydzwaniania do managera klubu i mojej redaktor dlaczego nie jestem na liście, bez marznięcia na mrozie pod drzwiami przez 20-30 minut zanim ktoś ten burdel ogarnie.
 
     Zakładając nawet, że wszystko jest dograne, jesteśmy w środku i nikt nas nie chce wywalić na zbity pysk, zdarzają się też błędy po naszej stronie. Karty pamięci kończą się w środku wywiadu, okazuje się że jedna z kamer ma 17% baterii, statyw do oświetlenia się rozpada (odpadła mu głowica, nie pytajcie), pada bateria w przenośnej lampie, młody, nieco zbyt "ambitny" kamerzysta kręci tylko ludzi na koncercie, przez co nie ma ani jednej przebitki ze zbliżeniem na zespół a na deser karta pamięci łamiąca się w kieszeni... myślę, że nie muszę wymieniać dalej. Spokojny mogę być dopiero gdy dotrę do domu, sprawdzę zdjęcia i dostanę potwierdzenie, że materiał wideo jest dobry.
 
     Same kluby też nie ułatwiają zadania, zaczynając od oświetlenia sceny, które i do filmowania i do zdjęć zazwyczaj jest paskudne. Tu pojawia się anegdotka, kilka dni temu na koncercie podchodzę do fotografa pracującego w klubie, w którym akurat robiłem zdjęcia do relacji. "Wojtku, ale powiem Ci, że oświetlenie to tu macie do dupy", Wojtek robi zdziwioną minę: "Oświetlenie? Jakie oświetlenie? Ten klub nie ma oświetlenia".

     Na deser osławiony "backstage", na myśl o którym piszczą nastolatki. Nie jest to elegancka loża ze skórzanymi fotelami, paterą egzotycznych owoców i kawiorem. Większość klubów, w których byłem, jeżeli już posiadała jakikolwiek backstage, to w postaci klitki z brudną farbą na ścianach, niedopasowanymi meblami oraz burdelem jak po trzydniowej studenckiej libacji (często faktycznie takowa miała miejsce).

     Wolę nie upubliczniać takich zdjęć, ale jak ktoś jest bardzo zainteresowany jak to wygląda, mogę podesłać link

Dlaczego więc warto? Dlatego:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz