Często
słyszę od znajomych, że fajnie tak chodzić na koncerty za darmo,
poznawać wykonawców, zobaczyć kluby od drugiej strony. Jest to
prawda, niezapomniane wrażenia są warte czasu i wyrzeczeń,
natomiast czasem jest to łyżka miodu w beczce dziegciu.
"Artysta
w Polsce zawsze wychodzi na scenę pół godziny później."
Tak, to prawda, jednak w większości przypadków odnoszę wrażenie,
że artysta jest najbardziej ogarniętą osobą, a to cała "otoczka"
jest dziećmi we mgle (poza pewnymi wyjątkami, tu szczególną uwagę
poświęcam trójmiejskiemu zespołowi rockowemu, którego członkowie
wyglądają jakby wyszli z zamieci, oraz ogólnopolskiemu artyście o
smutnym głosie, którego czasem ciężko dobudzić żeby "wytoczył"
się na scenę). Więc dlaczego koncert zaczyna się później? Bo
manager klubu nie wypuszcza artysty zanim wszyscy nie wejdą. Bo klub
jeszcze nie posprzątany, bo w szatni są 1-2 osoby i nie są w
stanie zebrać kurtek, tworząc przy okazji kolejkę na 30minut, bo
na wejściu jak zwykle zaginęła jakaś lista i odbywa się paniczne
poszukiwanie. Przyczyny są prozaiczne.
Sam
dziennikarz też nie ma pewności czy mimo wcześniejszych ustaleń
uda mu się wejść. W ten weekend zdarzyło nam się, że zawiodła
komunikacja wewnątrz klubu, który znany jest z tego ,że ma kilku
managerów. Kontaktowaliśmy się z Panią A, wszystko na tip-top,
kręcimy wywiad, reporter, 2 kamery i foto. Chłopaki od pół
godziny rozstawiają sprzęt, na spokojnie, przyszli wcześniej.
Nagle wpada Pan B, chłop jak szafa, łysy jak kolano, o aparycji
pracownika trójmiejskiej Renomy. "A wy tu co, do cholery?"
Pyta grzecznie. No jak to, było ustalane z Panią A, z managerką
zespołu, z samym zespołem... "Nic takiego nie było i wy***...". Cały zespół ma w tym momencie
dosłownie 30 minut na znalezienie innego miejsca do wywiadu, co
wcale nie jest takie proste, bo przecież musi być jakieś światło,
nie może pizgać jak na Uralu, cisza też jest wysoko ceniona. Po
przejściu po okolicy udało nam się cudem załatwić salkę w
jednym z najbardziej renomowanych hoteli. Jako
smaczek dodam, że na listę "akredytowanych" na koncert
musiała nas wpisać managerka zespołu, nie klubu.
Taka
sytuacja niestety zdarza się dość często, raz zdarzyło mi się
odbić od drzwi, kilka razy, jako że Pani na wejściu znała mnie z
widzenia, zwyczajnie przechodziłem przez bramki- bez wydzwaniania do
managera klubu i mojej redaktor dlaczego nie jestem na liście, bez
marznięcia na mrozie pod drzwiami przez 20-30 minut zanim ktoś ten
burdel ogarnie.
Zakładając
nawet, że wszystko jest dograne, jesteśmy w środku i nikt nas nie
chce wywalić na zbity pysk, zdarzają się też błędy po naszej
stronie. Karty pamięci kończą się w środku wywiadu, okazuje się
że jedna z kamer ma 17% baterii, statyw do oświetlenia się rozpada
(odpadła mu głowica, nie pytajcie), pada bateria w przenośnej
lampie, młody, nieco zbyt "ambitny" kamerzysta kręci
tylko ludzi na koncercie, przez co nie ma ani jednej przebitki ze
zbliżeniem na zespół a na deser karta pamięci łamiąca się w
kieszeni... myślę, że nie muszę wymieniać dalej. Spokojny mogę
być dopiero gdy dotrę do domu, sprawdzę zdjęcia i dostanę
potwierdzenie, że materiał wideo jest dobry.
Same
kluby też nie ułatwiają zadania, zaczynając od oświetlenia
sceny, które i do filmowania i do zdjęć zazwyczaj jest paskudne.
Tu pojawia się anegdotka, kilka dni temu na koncercie podchodzę do
fotografa pracującego w klubie, w którym akurat robiłem zdjęcia
do relacji. "Wojtku, ale powiem Ci, że oświetlenie to tu macie
do dupy", Wojtek robi zdziwioną minę: "Oświetlenie?
Jakie oświetlenie? Ten klub nie ma oświetlenia".
Na
deser osławiony "backstage", na myśl o którym piszczą
nastolatki. Nie jest to elegancka loża ze skórzanymi fotelami,
paterą egzotycznych owoców i kawiorem. Większość klubów, w
których byłem, jeżeli już posiadała jakikolwiek backstage, to w
postaci klitki z brudną farbą na ścianach, niedopasowanymi meblami
oraz burdelem jak po trzydniowej studenckiej libacji (często
faktycznie takowa miała miejsce).
Wolę
nie upubliczniać takich zdjęć, ale jak ktoś jest bardzo
zainteresowany jak to wygląda, mogę podesłać link
Dlaczego
więc warto? Dlatego: