![]() |
Tłum oczekujący na wejscie, atelier |
![]() |
Dana, pierwsza scena spektaklu |
![]() |
Scena końcowa |
W środę 11 czerwca miałem przyjemność uczestniczyć w spektaklu "Sprawiedliwość fałszywa. Subiektywna rozprawa o wątpliwej niewinności". Wydarzenie było zwieńczeniem kursu tańca organizowanego przez Sopocki Teatr Tańca. Przygotowania zawierały olbrzymie ilości potu, zakwasów, sińców i ćwiczeń pozornie niemożliwych do wykonania... Przed klubem Atelier tłumy. Wszystkie miejsca wykupione z wcześniejszej rezerwacji, w samej sali dostawione dodatkowe krzesła.
Pierwsze, co zwracało uwagę, to bardzo dobre oświetlenie. Spektakl rozpoczynał się pionowym snopem światła skierowanym na główną postać, kończył natomiast rażącym w oczy blaskiem na publikę, który potęgował wrażenie chaosu. Całość była bardzo dobrze skomponowana i miła dla oka.
Sam spektakl był bardzo dobrze zaplanowany a choreografia znakomicie dobrana, godziny ćwiczeń opłaciły się z nawiązką. Temat natomiast był trudny, można było odnieść wrażenie, że nie dla wszystkich widzów zrozumiały. Moim zdaniem próba oddania w tańcu takich zagadnień jak syndrom sztokholmski czy wydarzenia w Johanestown jest wyzwaniem niezwykle wręcz ambitnym. Niektóre elementy były bardzo dosłowne na przykład szamotanie się i walka między tancerkami, inne natomiast subtelne, na przykład znikająca powoli namalowana kredą linia przebiegająca przez środek sceny.
Pierwsze, co zwracało uwagę, to bardzo dobre oświetlenie. Spektakl rozpoczynał się pionowym snopem światła skierowanym na główną postać, kończył natomiast rażącym w oczy blaskiem na publikę, który potęgował wrażenie chaosu. Całość była bardzo dobrze skomponowana i miła dla oka.
Sam spektakl był bardzo dobrze zaplanowany a choreografia znakomicie dobrana, godziny ćwiczeń opłaciły się z nawiązką. Temat natomiast był trudny, można było odnieść wrażenie, że nie dla wszystkich widzów zrozumiały. Moim zdaniem próba oddania w tańcu takich zagadnień jak syndrom sztokholmski czy wydarzenia w Johanestown jest wyzwaniem niezwykle wręcz ambitnym. Niektóre elementy były bardzo dosłowne na przykład szamotanie się i walka między tancerkami, inne natomiast subtelne, na przykład znikająca powoli namalowana kredą linia przebiegająca przez środek sceny.
Widowisko
zakończyło się burzą oklasków oraz tradycyjnym raczej dla
wernisaży winem. Była też okazja do miłej rozmowy zarówno z
organizatorami i reżyserką, jak i mocno zmęczonymi uczestniczkami
spektaklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz