niedziela, 25 maja 2014

Streetart dzień pierwszy, czyli jak nie robić festivali.

Streetart festival, Onar i Miuosh

Streetart festival, Onar i Miuosh


Streetart festival: Grubson


a Tą panią serdecznie pozdrawiam ;)

Link do zdjęć tradycyjnie TUTAJ



Na wstępie do notatki pragnę zaznaczyć, że blog zawiera opinię prywatną nie związaną z polityką redakcji CDN.
Streetart. Pomimo, że impreza typowo juwenaliowa (bo są to po prostu juwenalia AWFiS) to dość mocno medialna, sponsorzy, rzecznik prasowy i cała ta bajkowa hałastra.
   Wejście na festiwal odbywa się standardowo, punkt info, odebrać plakietkę i jazda. I tu zaczyna się pierwszy, drobny po prawdzie niesmak. Zamiast plakietki przedstawiciel mediów dostaje jedynie opaskę na rękę, niby nic ale to dopiero początek. Opasek jest kilka, na wejście, na backstage (przestrzeń naokoło sceny) oraz pressroom. Ręka dość obwiązana, może niektórzy lubią, ja niekoniecznie.
    Dlaczego bs i press są osobno? Tu zaczyna się już kwas poważniejszy. Bo jedno nie uprawnia do drugiego. W praktyce na całą redakcję, niezależnie od ilości akredytacji, przypada tylko jedno wejście na backstage. Jedyna impreza na której byłem, lub o której słyszałem, stwarzająca taką sytuację.
   Mamy 2 reporterów, jednego foto i jednego wideo. Opaskę dostaje operator kamery, bo zdjęcia z tłumu zrobić się da, kręcić już nie. Na pytanie dlaczego tylko jeden pass krótka odpowiedź "Jakiś porządek być musi".
   Z samym stwierdzeniem ciężko się nie zgodzić, natomiast to był chyba jedyny praktyczny przejaw powyższego. Repo-amatorzy stojący na głośnikach przed sceną, czy biegający po scenie między artystą a publicznością zdarzali się przynajmniej kilkukrotnie, reakcja zerowa. Bo przecież publiczność przychodzi popatrzeć na plecy kamerzysty na pierwszym planie, a absolutnie nie utrudnia on pracy kolegom po fachu.
   Porządek, który wszak być musi, nie objawiał się też stopniem doinformowania ochrony na temat tego kogo do sceny mają dopuszczać a kogo nie. Raz koleżanka z "pełnym dostępem" wejść nie mogła, bo ochrona nie wie, a kilka razy jedna z organizatorek wypraszała zza barierek osoby ze zwykłymi opaskami dla gości.
   I na deser, zwykłe, ludzkie, kible. Pressroom, miejsce wywiadów dostępne tylko dla przedstawicieli prasy oraz artystów. Pomieszczenia przylegające: wc męskie i damskie. Zamknięte. Reporterzy zgrzani, bo pogoda dopisała a praca nielekka, grzeczne zapytanie o dostęp do łazienek... i odmowa. Dlaczego? Na zewnątrz są toi-toie a "porządek musi być"
  Podsumowując, jeżeli ktokolwiek z kolegów kiedykolwiek by się tam wybierał, gorąco nie polecam.

2 komentarze:

  1. ja byłam rok temu i było zupełnie inaczej. cała nasza redakcja miała dostep do backstage i press room, łaziłam gdzie chciałam pod sceną, na wywiady jak wszyscy od nas. bylo ekstra, zadnej wtopy, super klimat. ale widze ze dobrze sie stalo ze nie poszlam tam w tym roku :P glupota totalna z tymi akredytacjami

    OdpowiedzUsuń
  2. Też słyszałem komentarze, że w zeszłym roku było lepiej, bardziej na luzie itd. Jak widać wszystko co dobre kiedyś się kończy.

    OdpowiedzUsuń